![](/wp-content/themes/yootheme/cache/51/istra-blog-78-51f7105d.jpeg)
Rewolucja
Nauka na temat ludzkiego ciała przeszła (i nadal przechodzi!) niesamowitą drogę. Przez kolejne dekady, rozwijaliśmy coraz bardziej zaawansowane technologicznie sprzęty do badania ludzkiego ciała, takie jak RTG, USG, TK czy MRI. To była droga od ogółu do szczegółu. Jesteśmy teraz w stanie badać człowieka na poziomie wręcz komórkowym. Naukowcy i lekarze zaczęli się nieprawdopodobnie specjalizować w coraz węższych zakresach wiedzy, otwierających nowe możliwości leczenia. Medycyna ratunkowa rozwinęła się tak bardzo, że potrafimy przyszywać kończyny lub wymieniać je na nowe. Robimy operacje serca u płodów zamkniętych jeszcze w łonie matki. Śmiertelność spadła, przeżywalność wzrosła, co jednak z jakością życia?
Poziom zachorowań wcale nie spadł, można pomyśleć: no tak, ponieważ ludzie są coraz lepiej przebadani i szybciej wychwytujemy problemy zdrowotne! Nadal w tym wszystkim jednak mało mówi się chociażby o profilaktyce zdrowia, i choć widzimy wzrost liczby klinik medycyny zapobiegawczej lub profilaktycznej i napawa to nadzieją, to jednak jest to wciąż temat mocno niszowy.
O medycynie chorób przewlekłych – troszkę postrzępię język. Branie leków do końca życia NIE JEST ROZWIĄZANIEM i nigdy nim nie będzie. Zaleczanie objawów to NIE LECZENIE. A wmawianie pacjentom, że taka już Pan/ (język inkluzywny, nie błąd) uroda, tak już będzie, PESEL doskwiera i proszę się przyzwyczaić, po pierwsze jest oznaką BRAKU WIEDZY i co gorsza BRAKU ODWAGI by się do tego przyznać, a po drugie – zabiera pacjentowi sprawczość i ściąga z niego odpowiedzialność za jego własne zdrowie. Bo tak, Kochani, UWAGA! Tylko i wyłącznie my jesteśmy odpowiedzialni za to jakie mamy zdrowie i za to co z nim robimy. Jak sobie ścielimy przez 30 pierwszych lat – tak się potem na starość wyśpimy. Oczywiście dochodzi tu element chorób genetycznych, losowych wydarzeń itd., ale ten temat rozwinę następnym razem.
Wracając….
W dobie rewolucji na temat patrzenia na ludzkie zdrowie, dotarliśmy do momentu, kiedy zaczynamy iść od szczegółu do ogółu. Staramy się (mając już olbrzymią wiedzę, aż do głębi komórki) odsunąć trochę od mikroskopów, odejść od „szkiełka i oka”, mając w kieszeni wiedzę – tą dokładnie mierzoną co do nanometra, ATP w komórce oraz obrazu w rezonansie magnetycznym, na rzecz połączenia jej z szerszym spojrzeniem:
- na środowisko, w którym człowiek żyje
- na koszty stresu w jakim funkcjonuje na co dzień
- na rolę strefy mentalnej/duchowej/emocjonalnej w procesie chorobowym
- na tryb życia - tzw. LifeStyle
- na kontakt lub jego brak z naturą
- wreszcie na znane od wieków sposoby wzmacniania zdrowia wykorzystując do tego chociażby morsowanie/saunowanie czy chodzenie boso po lesie (Shinrin-Yoku lub „kąpiele leśne”)
Dopiero teraz zaczynamy rozumieć – a jesteśmy tutaj, na naprawdę samym wydaje się, początku drogi – dlaczego bez spełnienia fundamentalnych potrzeb, jak:
- higiena snu (chronobiologia),
- nawodnienie,
- aktywność fizyczna (nie mylić ze sportem!)
- seks/bliskość z partnerem
- odżywianie w pełnym kontekście
- zdrowie mentalne – odpoczywanie
nie mamy co liczyć na zachowanie zdrowia, nawet przy zażywaniu najlepszych suplementów, wydawaniu ogromnych kwot na najzdrowsze jedzenie, posiadaniu ultradrogiego i wygodnego łóżka czy zarzynaniu się na ultraciężkich treningach.
Dochodzimy do momentu, gdzie zaczynamy rozumieć, że więcej i mocniej, nie znaczy lepiej. I chodzi o to, by było mądrze i w zgodzie ze sobą, swoim ciałem, wybudowaną intuicją, w porozumieniu z emocjami.
Dochodzimy do momentu, gdzie lekarze specjaliści różnych dziedzin, a także inni terapeuci różnych rodzajów zaczynają łączyć siły, zaczynają otwierać się na inne perspektywy, wspólnie główkują nad danym problemem pacjenta, patrząc nie tylko na jedną część ciała, ale na całe ciało, historię człowieka, jego nawyki, sposób życia i stronę mentalną.
I takiej rewolucji nam życzę.